Moi Drodzy: ku pokrzepieniu serc i w dowód, że się da, jak się powalczy; opiszę moją historię:
Syn jest teraz w czwartej klasie podstawówki. Nie jestem niewierząca, raczej nazwałabym się osobą wątpiącą, szanuję chrześcijaństwo, mój syn został ochrzczony (raczej przez wzgląd na tradycję), jednak do kościoła nam daleko, głównie z powodu nikczemnej i hańbiącej wiarę działalności tej instytucji.
Syn w pierwszej klasie poszedł na religię, bo chciał – byłby w innym przypadku jedynym dzieckiem, które nie chodzi. W drugiej klasie już wywracał oczami, wypisałam go, nie poszedł również do komunii.
Już w zeszłym roku pisałam do dyrekcji z uprzejmą i stanowczą prośbą o ustawienie lekcji religii na początku lub na końcu zajęć. Zaznaczyłam także bardzo wyraźnie, że absolutnie nie życzę sobie żadnych wyjść w trakcie lekcji na jakiekolwiek rekolekcje czy przygotowania do komunii. Rekolekcje przemilczę, przygotowania do komunii rzeczywiście nie odbywały się w trakcie lekcji.
Pozostała kwestia religii w środku dnia. Odpisano mi, że chodzi prawie cała klasa i „nie wiadomo”, czy uda się ułożyć inaczej niż między polskim a matematyką.
I rzeczywiście: początek roku szkolnego, dostajemy plan lekcji, religia oczywiście gdzieś pośrodku, dwa razy w tygodniu (a szkoła na dwie zmiany, czyli przykładowo syn zamiast wyjść o 16.10 czeka w świetlicy i jeszcze potem ma jedną lekcję).
Nie pisałam już do dyrekcji. Zadzwoniłam i w kilku słowach opisałam do jakich instytucji będę teraz słać pisma w związku z tą sytuacją.
Dwa dni później dostaliśmy nowy plan lekcji z religią na początku i na końcu zajęć.
Nie zniechęcajcie się!
J.B.