Dzień Dobry. Jestem kolejną osobą, która zdecydowała się na krok apostazji w kościele katolickim. Jako, że pochodzę z Podkarpacia myślałam, że będzie to trudniejsza do opanowania. O apostazji dowiedziałam się poprzez strony „laickiej Polski” i stronę pana Krzysztofa Pieczyńskiego.
Mam 23 lata i na co dzień mieszkam i studiuję w Krakowie. Ateistką siebie nie nazwę, ale w dogmaty kościelne na pewno nie uwierzę. Moja historia z kościołem zakończyła się po skończeniu gimnazjum i bierzmowaniu. W liceum na religię już nie uczęszczałam, niestety etyki do wyboru nie było w moje szkole.
Około 2 miesięcy temu podjęłam ten krok i przy okazji pobytu w mieście rodzinnym wybrałam się do parafii. Proboszcz to młody człowiek, którego nie znałam wcześniej i nie wiedziałam z jakim nastawieniem mogę się spotkać. Zostałam mile zaskoczona. Na miejscu spotkałam człowieka spokojnego i opanowanego. Powiedziałam w jakiej sprawie przyszłam, miałam ze sobą przygotowane 3 kopie aktu apostazji. Ksiądz co prawda zapytał się jaki jest powód mojego odejścia od kościoła, ale po mojej odpowiedzi nie drążył tematu tylko wstał i wziął plik kartek. Okazało się, że są to aktualne wymogi episkopatu. Zgodnie z tym co miał zapisane na kartkach sprawdził poprawność wypełnionych przeze mnie aktów apostazji. Z tego co mi powiedział, kilka miesięcy wcześniej spotkał się tylko raz z takim przypadkiem, ale nie dostał jeszcze odpowiedzi od kurii. Po wszystkim dodał tylko, że to nie od niego zależy i niestety muszę czekać na odpowiedź i najlepiej jakbym zadzwoniła lub przyszła do parafii dopytać o tok sprawy.
W domu różnie to przyjęli. Mama się z tym pogodziła, chociaż było trudno, bo pracuje w innym kościele w moim mieście i bardziej się obawiała o to, co mogą powiedzieć jej „pracodawcy”. Pomimo tego, że rodzeństwo nie lubi kleru ani kościoła, to wysyłają dzieci na religię i część uważa, że niepotrzebnie „robię szopkę”. Nie przejmuję się nimi. Zrobiłam to dla siebie.
W parafii jeszcze nie byłam, ale jak tylko dowiem się o mojej pozycji na pewno napiszę.