Mam na imię Grzegorz i jestem ateistą-agnostykiem od kilku lat. Jak każdy młody człowiek urodzony w latach 90, zetknąłem się z religią katolicką panującą w naszym kraju. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – Episkopat Polski to bardzo silna i wpływowa instytucja. Jest w stanie zrobić wiele. Na przykład zaszantażować (nie boję się użyć tego słowa) państwowe świeckie władze do wprowadzenia nauczania przedmiotu, który z neutralnością światopoglądową nie ma wiele wspólnego. Doskonale rozumiem, że to ma być jedynie zachwalanie walorów chrześcijaństwa i – co istotne – nie jest to obowiązkowe.
Jednakże praktyka pokazuje, iż jest to de facto przymus. Ponieważ wśród młodzieży (zwłaszcza szkolnej) istnieje potrzeba naśladownictwa, to te osoby, które zdecydują się na odstępstwo od niej, zostają oddzielone od wierzącej grupy i skazane na alienację. Wiem z autopsji, jak i czego naucza się na tego typu zajęciach. W moim przypadku okazywało się, że lekcje religii służyły uczeniu się na pamięć modlitw, przygotowywaniu się do innych przedmiotów, stałego pouczania, że tylko Jezus jest miłością oraz krok po kroku instruowanie, jak przygotować się do pierwszej komunii czy bierzmowania. Dodam, że w ogóle przez ostanie szkolne lata nie chodziłem do kościoła, spowiedzi, ani nie brałem udziału w życiu religijnym. Miałem taki jakby wewnętrzny głos mówiący, że ta religia nie jest prawdą.
Nieco rozczarowany takim stanem rzeczy, postanowiłem samodzielnie przestudiować zawartość Starego i Nowego Testamentu. Oprócz treści duchowych i moralistycznych, znalazłem w niej także obrzydliwe i nienawistne (zwłaszcza Księga Powtórzonego Prawa – powinna mieć napisane „PEGI 18”). Było to dla mnie dość zaskakujące doświadczenie i – szczerze mówiąc – dające wiele do myślenia. Chrześcijaństwo powstało blisko 2000 lat temu wywodząc się z judaizmu. Wiele chrześcijańskich praktyk i obrzędów pochodzi z innych religii i systemów religijnych, a tych istnieje ponad 6000! Warto wiedzieć też, że Jehowa przedstawiony w judaizmie, a następnie w chrześcijaństwie, jest wyjątkowo nienawistny, okrutny, lubujący się w krwawym rozwiązywaniu problemów. Chrześcijański Jezus jest zupełnym przeciwieństwem Jehowy. Naucza o moralności, tolerancji i poszanowaniu drugiego człowieka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Jezus Chrystus jest właśnie tym Jehową! Czy to możliwe, że bogowi, który korzystał z jedynie słusznej kary, „urodził się” (on jest samym sobą!!!) syn gardzący konfliktami? Tak właśnie chrześcijaństwo przedstawia Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego w JEDNEJ osobie. Jestem zdania, że ta koncepcja wprawiłaby w zakłopotanie niejednego człowieka. A uważnego czytelnika Biblii tym bardziej.
Abstrahuję już od licznych błędów i niedorzeczności w tej księdze (uważającej się zresztą za doskonałą), jak choćby różna liczba dni Potopu, czy różne opisy Zmartwychwstania. Bardziej chodzi mi tu agresję wobec osób niepodzielających tej wiary. Niekiedy, zwłaszcza w prawicowych mediach, słyszę zwroty typu: „ateista-kryminalista”, „towarzysz ateista”, „czerwona hołota”, „bezbożnik”, „heretyk”, „protestant” (katolicyzm stoi w sprzeczności doktrynalnej z protestantyzmem, co było i jest powodem licznych wojen pomiędzy tymi odłamami) i temu podobne. Nie jest to specjalnie obelżywe słownictwo, lecz nadal pozostaje krzywdzące. Zwłaszcza, że osobiście spotkałem się z taką dyskryminacją. Bardzo mnie to boli. Wobec tego, w związku z Państwa wiedzą i doświadczeniem, chciałbym uprzejmie zapytać, co jest powodem takiej zaciekłości? Nie mówię naturalnie, że wszyscy katolicy są tacy, ale bardzo zastanawia mnie, dlaczego osoby uważające się za szanujące bliźnich, są agresywne wobec tych, którzy nie podzielają ich wiary? Ja szanuję cudzą wiarę, nawet jeśli jest dla mnie niedorzeczna i fałszywa.
Mimo tych niedogodności, nie zmienię swojego zdania. Nie zamierzam być czyjąś marionetką ani udawać kogoś, kim nie jestem. Uważam, że ateiści mogą być dobrymi i moralnymi ludźmi. Obecnie przyznanie się do ateizmu jest aktem odwagi. Czy dożyjemy czasów, w których nikt nikogo nie będzie piętnował z powodu wiary?