Szanowni Państwo,
Zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc, ponieważ moje próby rozmów z dyrekcją szkoły zawiodły. W planie lekcji nie ma etyki, a szkoła jutro idzie na mszę w czasie lekcji. Czuję się bezsilna wobec ciągłej dyskryminacji dzieci nie chodzących na zajęcia z religii katolickiej.
Moja córka zaczęła właśnie 3 klasę w gimnazjum . (…)
Kiedy zaczynała naukę w tej szkole, była konieczność „wypisywania” dziecka z religii – szkoła zakłada, że na religię wszyscy chodzą oraz nawet nie informuje jaka religia jest nauczana w szkole. Mimo tego, że moja córka miała nie chodzić na religię, przez pierwszy miesiąc musiała być na niej, bo szkoła nie zorganizowała opieki w inny sposób. Dodatkowo katechetka narzucała dzieciom uczestniczenie w modlitwach w sposób czynny, co już jest zupełnie nie do pomyślenia. Korespondowałam na ten temat z dyrektorką szkoły, która wyjaśniła mi że powodem dla którego cała klasa musiała być na religii było zamknięcie biblioteki w tym okresie, ale moim zdaniem można było to załatwić inaczej tylko nikt o tym nie pomyślał, nie widział potrzeby. Podobnie z uczestniczeniem dzieci w modlitwie – podobno została zwrócona uwaga katechetce, ale z dziećmi nikt nie porozmawiał o tym.
Etyka organizowana była na lekcjach „O” (czyli o 7:10) lub o 15:20, nie była wpisana do planu zajęć tylko traktowana jak kółko przedmiotowe.
Szkoła co najmniej 2 razy w roku chodzi na msze do kościoła w czasie lekcji, przez co dzieci tracą zajęcia. Dzieci nie chodzące na religie mają „zapewnioną opiekę”, co polega na tym że przez 2 godziny siedzą i się nudzą. W oczywisty sposób tracą czas przewidziany na naukę, a jednocześnie cały czas słyszą od nauczycieli jak napięty jest program poszczególnych przedmiotów.
Rok temu, na początku roku szkolnego zaczęłam walczyć o to, żeby moje dziecko mogło chodzić na etykę. Znów była ona zaplanowana jako zajęcia dodatkowe, odbywające się po lekcjach. Dodatkowo dziecko musiałoby wybierać, czy chodzi na etykę, czy na zajęcia chóru, odbywające się w tym samym czasie. Korespondowałam na ten temat z dyrektorką zwracając jej uwagę, że dzieci katolickie nie są zmuszane do takich wyborów, że to sposób dyskryminowania dzieci nie chodzących na religię. Moje starania skończyły się w ten sposób, że w pierwszym semestrze etykę dla kilku osób prowadziła dyrektorka, bo wolała to od zmian w planie lekcji. W drugim semestrze etykę prowadziła już inna nauczycielka, a zajęcia były umieszczone w planie lekcji dziecka; odbywały się po innych lekcjach.
We wrześniu moja córka miała przez katechetkę wpisywaną nieobecność na religii i kilka miesięcy zajęło mi wyjaśnianie tego, że nie będę usprawiedliwiać tych nieobecności, bo w planie lekcji mojego dziecka w ogóle nie ma religii – bo jej na te zajęcia nie zapisywałam. Katechetka oczywiście w ogóle nie widziała problemu w tym, że zakłada, że na religię mają chodzić wszyscy.
W czasie rekolekcji przed świętami wielkanocnymi w szkole organizowane były – w czasie lekcji! – spotkania z księżmi i zakonnicami katolickimi. Dzieci przychodziły rano na pierwsze lekcje, w ich czasie do sali wchodził ksiądz i zakonnica i poddawał klasę indoktrynacji religijnej. Dzieci nie były powiadomione, że nie muszą uczestniczyć w tych lekcjach. Po tych zajęciach osoby chętne wychodziły na msze do kościoła. Szkoła znów zorganizowała dla nie chodzących na religię „opiekę”, czyli nudzenie się pod okiem nauczycieli. Gdy dowiedziałam się (niestety zostało to przedstawione dopiero na zebraniu dzień przed rekolekcjami!) o tak zaplanowanych rekolekcjach, natychmiast poszłam na rozmowę z dyrektorką. Wyjaśniałam jej, że dyskryminuje osoby nie chodzące na religię, nie daje im żadnych zajęć w czasie, kiedy dzieci chodzące na religię mają zajęcia dla siebie. Czyli bycie nie-katolikiem to ciągłe nudzenie się w szkole i zmarnowane dni. Dyrektorka podziękowała mi za uwagi i obiecała zorganizowanie zajęć dla dzieci nie chodzących na religię. Rzeczywiście, zaprosiła do szkoły np. psychologa, który opowiadał o uzależnieniach, był więc to temat odpowiedni dla wszystkich. Niestety zajęcia były organizowane nie w czasie lekcji, tylko po nich. Czyli dzieci nie chodzące na religię miały przyjść rano do szkoły, nudzić się w czasie lekcji na których byli księża i zakonnice, następnie nudzić się w czasie mszy, a potem zostać po lekcjach, w czasie gdy dzieci katolickie szły do domu. Czy nie wygląda to jak karanie niewierzących?
Mamy początek kolejnego roku szkolnego. Ponownie – jutro rano – odbędzie się msza w czasie lekcji. Etyki nie ma w planie lekcji, religia oczywiście jest.
(…)
Rozmawiałam również z dyrektorką o tym, czy lekcje religii nie mogą być łączone dla kilku klas, tak jak łączona jest etyka. Czy nie byłoby to ułatwienie, aby religia mogła być na początku lub na końcu zajęć. Dyrektorka tłumaczyła mi, że ma podpisane umowy z nauczycielami na określoną liczbę godzin i katechetka nie może ich mieć za mało. Uważam, że umowy z nauczycielami powinny być wynikiem potrzeb uczniów szkoły, a nie ograniczać możliwości uczniów i być przyczynkiem do ich dyskryminacji.
Niestety dyrektorka uważa że musi wyważyć racje między dziećmi nie chodzącymi na religie a tymi, których rodzice domagają się aktywności religijnych w szkole. Nie bierze przy tym pod uwagę prawa.
Właśnie dostałam plan lekcji dziecka – przesyłam w załączeniu. Ponownie jest w nim religia, a nie ma etyki. A jutro msza w czasie lekcji…
pozdrawiam.