„Dzień dobry.
Nie wiem od czego mam zacząć. Z góry przepraszam, jeśli mój mail będzie bez ładu i składu, ale targają mną dziwne emocje. Z jednej strony cieszę się, że jestem tą jedną z niewielu, która ma odwagę sprzeciwić się dyskryminacji a z drugiej strony czuję się podeptana.
Wczoraj było semestralne zebranie rodziców. Na początku spokój, ogólne przemówienie o zachowaniu dzieci, ich trudnościach i wyróżnieniach. Potem wychowawczyni zarzuciła komuś, nie wymieniając z nazwiska (ale wiadomo, że mi), że mało brakowało, a nie odbyłaby się wigilia klasowa, że trzeba się szanować wzajemnie (no właśnie – pomyślałam), a nie dwa dni przed planowaną imprezą wszystko odwoływać, że przecież wszyscy (czyt. większa połowa) byli na zebraniu, kiedy była mowa o organizowaniu wigilii. Myślę, że słusznie odebrałam to do siebie, bo rzeczywiście byłam na listopadowym zebraniu. Ustalono kto upiecze ciasta, kto przygotuje barszcz i inne potrawy, i to, że pozostałe sprawy, nazwijmy to techniczne, czyli sztućce, tacki, jakieś może obrusy (nie wiem, bo nie byłam na tej wigilii) zostaną sfinansowane z pieniędzy klasowych. Jak dla mnie – ok. Bywam na wigiliach firmowych, więc wiem jak to wygląda, jedzenie, luźne rozmowy, taka impreza integracyjna ozdobiona bombkami. Żadnej indoktrynacji, dyskryminacji. Ale do rzeczy.. ponieważ słowa wychowawczyni były kierowane do „kogoś”, poczułam się w obowiązku, żeby powiedzieć, że przecież wszyscy wiedzą, że chodzi o mnie, po co więc te formy bezosobowe. Skoro już podjęłam walkę, to dlaczego mam się tego wstydzić? Starałam się sprostować, że nie postulowałam o rezygnację z poczęstunku wigilijnego, lecz o to, żeby ten poczęstunek miał formę świecką, a nie katolicką.
Wychowawczyni stwierdziła, że takie są treści programowe.
Powiedziałam, że tradycja to nie jest religia. Wtedy Pan (…) (red. ojciec jednej z uczennic) powiedział, że PRZECIEŻ MAMY DEMOKRACJĘ, WIĘC DECYDUJE WIĘKSZOŚĆ, A WIĘKSZOŚĆ JEST KATOLICKA, WIĘC JA NIE MAM NIC DO GADANIA. Szybko odpowiedziałam, żeby zapoznał się konstytucją, bo każdy ma prawo do wolności wyznania i światopoglądu, i w tej sytuacji nie decyduje większość. Rozpętała się wojna. Inni rodzice (…) przekrzykując się próbowali mi wmówić swoje racje, nie miałam możliwości riposty, bo każde rozpoczęte zdanie było przekrzykiwane ich „racjami”. Ktoś powiedział, że SKORO MAM Z TYM PROBLEM TO PO CO MOJE DZIECKO PRZYCHODZIŁO TEGO DNIA DO SZKOŁY? PRZECIEŻ MOGŁO ZOSTAĆ W DOMU I POZWOLIĆ ŚWIĘTOWAĆ POZOSTAŁYM. (…) Wychowawczyni próbowała przerwać tą kłótnię, lecz tylko wtedy kiedy ja próbowałam coś powiedzieć. Kiedy mówiono o mnie, do mnie, o moim dziecku nie reagowała.
Wywiadówka była wczoraj, ale do tej pory jestem roztrzęsiona. Skoro tak wygląda stosunek dorosłych ludzi do człowieka (również do dziecka) niewierzącego to na jakich ludzi wyrosną ich dzieci? Chowane w nienawiści do innych, same będą plenić tą nienawiść. Gdzie jest ta tolerancja o której się tak pięknie mówi? Ja, osoba raczej twarda, czuję się zdeptana psychicznie, zlinczowana. To jak ma się czuć dziecko, które ma dopiero 8 lat? Któremu powtarzam, że wcale nie jest inne przez to, że na religię nie uczęszcza, że jest równe wszystkim pozostałym dzieciom, czy to w klasie, czy w szkole, czy na podwórku. Jest to ogromne obciążenie psychiczne, zarówno dla dziecka jak i dla nas rodziców. (…)
Ja jestem bardzo poruszona wczorajszym dniem. (…) w dniu wigilii klasowej, były organizowane szkolne jasełka (…) mój syn nie został zabrany. Przeczekał ten czas z panią pedagog (…) Dodam, że plan zajęć klasy 2b na ten dzień (piątek) przewiduje religię. Jest ona na samym początku, od godziny 8.00 do 8.45. Mój (…) przyszedł do szkoły na godzinę 8.45 i musiał przeczekać przedstawienie. Ponieważ w czasie religii był poczęstunek, następnie te jasełka a potem dzieci znów wróciły do sali na drugą część poczęstunku. Nie zostałam poinformowana, że dziecko może przysłowiowo dłużej pospać, żeby nie było mu przykro jak patrzy na inne dzieci idące na przedstawienie, a ono w tym czasie nudzi się w gabinecie z jakąś panią.
Podpowiadałam, jeszcze w listopadzie, i pani wychowawczyni i pani zastępcy dyrektora, że można zorganizować świeckie jasełka, tak, żeby nikt nie czuł się odrzucony czy skrzywdzony. Niestety, jak widać nic to nie dało. Mam wrażenie, że w tej mieścinie, jestem sama na polu walki. Nikt się nie wychyla, żeby go ludzie nie obgadali.
Po wywiadówce zostałam poproszona o pozostanie na indywidualną rozmowę. Wtedy na wstępie powiedziałam wychowawczyni, że nie mam sobie nic do zarzucenia, walczę o równość w szkole. Padło zapytanie o święta wielkanocne, powiedziałam, że nie mam nic przeciwko jedzeniu jajek przez mojego syna, więc jeśli będzie organizowany poczęstunek w formie świeckiej to nie mam nic przeciwko temu. (…)
Chyba już pora na kolejny kubek melisy. Bez tego się nie obejdzie…
Dziękuję za poświęcony czas i czekam na podpowiedź, co mogę dalej zrobić, bo jak do tej pory to niewiele się zmienia poza stanem moich nerwów.
Pozdrawiam.”