Nie jestem wierząca, u mnie w domu nikt nie chodzi do kościoła, chociaż moi rodzice pochodzą z religijnych rodzin. Ja zaczęłam uświadamiać sobie czym tak naprawdę jest wiara i czy jestem wierząca na początku gimnazjum. Kiedy już byłam w pełni świadoma tego, że jestem ateistką, zaczęłam robić wszystko, żeby mieć prawo do etyki. I się zaczęło… Nauczyciele uważali że to mój wymysł, że po prostu nie chce mi się chodzić na lekcję. O ile to rozumiem, bo uczniowie są różni, to postawa księdza uczącego religii powinna znaleźć swojego echo co najmniej w mediach. Ksiądz mnie obrażał, wyzywał (dla mnie to po prostu wyzywanie) od satanistek, dzwonił do mam moich koleżanek, aby je przede mną ostrzec, bo jestem zła, nawet rozpuścił plotkę, że palę koty na cmentarzu. Doszło nawet do tego, że zadzwonił do mojej mamy poinformować ją, że chodzę ubrana na czarno (jakby to o czymś świadczyło). Pomijając fakt. że odsunął ode mnie wszystkie koleżanki, bo ich mamy zabraniały im się ze mną kolegować, to jego postawa jest niegodna księdza, który ma głosić dobre słowo, a na religii mówi o miłości i szacunku. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy zapomniałam piórnika a w plecaku miałam tylko czerwony flamaster. Kiedy zaczęłam nim pisać w zeszycie od religii, wziął mnie do pedagoga ‚bo mam coś nie tak z głową’. Gimnazjum to był czas który zniszczył mnie psychicznie, za sprawą wspaniałej kadry ‚pedagogicznej’ i cichego przyzwolenia na prześladowanie. Byłam według nich satanistką i dziewczyną z pustką w głowie, a nawet w późniejszym czasie dowiedziałam się, że biorę narkotyki. Ocenili mnie na podstawie ateizmu. Mnie, dziewczynę która z satanizmem nie ma nic wspólnego; która pomaga osobom starszym; dziewczynę która oddałaby życie za bezdomne zwierzęta a ludzi znęcających się nad nimi zabiłaby gołymi rękami (nie dosłownie).
Gimnazjum pokazało mi jak bardzo można się mylić co do oceny człowieka, pokazało jak bardzo można kogoś skrzywdzić bezsensownym gadaniem. Ale pokazało mi również, że nie można się poddać, bo to słabość. A! A od mojego wychowawcy usłyszałam ‚myślisz że do liceum pójdziesz z czystą kartą? Zrobię Ci taką opinię że będziesz na cenzurowanym od początku’. I zrobił. Od początku liceum Pani Dyrektor patrzyła na mnie z góry, ‚uważała na mnie’. Byłam już na tyle świadoma, żeby walczyć, bo nie byłam już dzieckiem.
Byłam prawie dorosła i uważałam, że należy mi się prawo do decydowania o sobie. Jeśli katolicy mieliby na religii naukę o innym wyznaniu, to by się oburzyli. To dlaczego ja miałabym robić coś wbrew sobie? Mogłam chodzić dla świętego spokoju. Ale chodziło o coś więcej. O mój spokój. O to w co ja wierzę. To była by czysta hipokryzja, a tego nie chciałam robić. Zaczęłam walczyć. Nie chodziłam na religię, mimo że dyrekcja wiedziała o co chodzi, nikt nie chciał mnie słuchać, nie było żadnych dokumentów decydujących o tym czy mam/chcę chodzić na religię. Oczywiście na świadectwie widniała ocena o tytule ‚religia/etyka’. Ale tylko w teorii. Za opuszczone godziny dostawałam punkty ujemne, co zawsze skutkowało zachowaniem nagannym. Najpierw myśleli, że tym mnie złamią. Ale dla mnie nie było ważne zachowanie na papierze według szkoły i jej absurdalnych punktów. Dyrektorka zaczęła wzywać mnie do siebie, rozmawiać, oczywiście bez obecności rodzica, abym się bała. Groziła, bo dla niej to byłą hańba. W końcu powiedziała: no dobrze, ale jeśli chcę etykę to w innej szkole, poza godzinami lekcyjnymi. Absurd. Ale zgodziłam się. Jakże mocno się zdziwiła. W końcu zajrzeli w zapisy prawne, poznali mnie lepiej. I genialnie wymyślili: podczas lekcji religii będę siedzieć w bibliotece albo pod salą. Godzina zmarnowana. I tak przez dwa lata. Ksiądz prowadzący religię śmiał się ze mnie ‚ta która nie wierzy’,’może się koleżanka nawróci’. Nauczycielka od matematyki na głos, przy całej klasie śmiała się z billboardów ‚nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę.’ JAK TAK MOŻNA, NO LUDZIE! – mówiła – patrząc mi w oczy. I tak w kółko przytyki, nie mówiąc o tym że próbowała edukować nas na homofobów. Dopiero w 3 klasie zorganizowali mi etykę. Oczywiście tak żeby mnie złamać. Etykę miałam na 9 godzinie lekcyjnej. Ale chodziłam. Po pierwszej etyce, na której byłam sama (i tak do końca roku) byłam zachwycona. Moja ukochana okazała się jedną z najlepszych osób jakie poznałam. Nie było to siedzenie i gadanie. Robiłyśmy pogadanki o religiach, wszystkich! Przedstawiała mi różne kultury, postawy, mowę ciała, zachowania, do tej pory pamiętam jak czytałam ‚Dziewczynkę z zapałkami’ i potem analizowałam, co ona czuła, jej tragizm i głęboki sens opowieści. Pani okazała się…aniołem. Jakbym jej nie znała to powiedziałabym, że jest psychologiem. I naprawdę się starała. Dla mnie jednej siedziała, szukała, zbierała materiały. Ten czas wspominam jako najlepszy w całej mojej edukacji. Na koniec szkoły, po 3 klasie, poszłam do niej z wielkim bukietem kwiatów, wpadłyśmy sobie w ramiona i się poryczałyśmy. Niesamowicie się z nią związałam, i poznałam tę dobrą stronę, tę część nauczycieli, ten mały odsetek. Wytrwałam, dałam radę, zawalczyłam o moje przekonania, chociaż byłam sama. Ale jestem z siebie dumna, bo to nie tylko dało mi możliwość chodzenia na etykę. Od momentu, w którym ja ją dla siebie wywalczyłam, szkoła od następnego roku postanowiła wprowadzić wybór. Religia, etyka, lub religia i etyka. Oświadczenie rodzica i ucznia. Kiedy zobaczyłam listę chętnych… Wiem że zrobiłam coś dla siebie i dla innych, taka moja mała-wielka rewolucja i siła charakteru. Mam nadzieję, że dzięki organizacjom takim jak wasza coś się zmieni. Że już nikt nie będzie spotykał się z hejtem, dyskryminacją i poniżaniem. Bo to zostawia ślady…