Witam, chciałbym podzielić się moją dzisiejszą historią z Wami. Od wielu lat nie chodzę do kościoła, już w gimnazjum przestałem uczęszczać na religię. Już wtedy wiedziałem, że dogmatyzm religii nie jest dla mnie. Z samą apostazją trochę się ociągałem. Głównie dlatego, że mieszkam we Wrocławiu, a pochodzę z innego miasta. Kiedy odwiedzam rodzinę to wolę spędzić czas z nimi, niż na plebanii prosząc o akt chrztu. Ale udało się, mam akt chrztu, przepisy dot. apostazji również się zmieniły, więc nie muszę w to wciągać moich przyjaciół. Dzisiaj wybrałem się na plebanię z oświadczeniem i aktem chrztu, aby dokonać apostazji. Przychodzę na plebanię, kancelaria czynna do godziny 12:00, ale księdza nie ma… Czekam chwilę, przychodzi i pyta w jakiej sprawie. Powiedziałem, że chcę dokonać apostazji. Odpowiedzią księdza było: „Jaką sektę Pan wybrał?”. Spytał o mój wiek, odpowiedziałem. Wyciągnął karteczkę – zapisał moje imię i nazwisko, adres zamieszkania. Stwierdził, że to mi wystarczy i ksiądz nie będzie chodził u mnie po kolędzie (!!). Nie wystarczy, więc zażądałem, żeby przyjął moje oświadczenie. Odmówił przyjęcia mówiąc: „Nic od pana nie przyjmę”. Opisałem mu jak wygląda procedura apostazji – stwierdził, że on na ten temat nic nie musi wiedzieć, ponieważ on na sobie takiego czegoś nie robił. Idąc dalej w cytowaniu duchownego: „Myśli Pan, że jak coś Pan złoży to biskup w ogóle się tym zajmie?” oraz „Przecież nie otrzyma Pan żadnego potwierdzenia apostazji”. Po jego aroganckich odpowiedziach spytałem o jego imię i nazwisko – widać, bardzo cenią sobie prawo o ochronie danych osobowych, bo nie chciał mi go zdradzić. Popełniłem błąd, wdałem się w dyskusję z księdzem, dopiero później przyszło mi na myśl, żeby spytać czy w ogóle on jest proboszczem, a podanie należy składać do proboszcza. Nie jest. Chociaż tyle się dowiedziałem. Proboszcz przyjmuje w piątki, więc trzymajcie kciuki. Chciałem to opisać, aby pokazać jak miłą konwersację dzisiaj przeprowadziłem z tym lepszym członkiem społeczeństwa. Pozdrawiam.